czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 7 ,, Tajemnicza Dolina ''

      Czarnowłosa dziewczyna od razu zasugerowała mi, żebym poszła do niej do domu. Nie jestem otwarta na nowe znajomości ale ten jeden raz zrobię wyjątek.
- Więc mówisz, że jesteś adoptowana przez państwo Re ale zaszła pomyłka i mają cię odesłać...i dlatego uciekłaś, tak?-zapytała mnie po tym jak opowiedziałam jej całą moją historię. 
- Tak...-odpowiedziałam patrząc w ziemię.
- Nie martw się! -powiedziała optymistycznie.- Będzie dobrze, będziecie się jeszcze z tego śmiać! Znam panią Re i wiem, że nigdy by cię nie odesłała.... ale ona potrzebuje czasu. Wiesz, zdradzę ci pewien sekret.
- Jaki?-spojrzałam na nią.
- Państwo Re są małżeństwem od piętnastu lat. Rok po ślubie zaczęli myśleć o dziecku... niestety po siedmiu latach starania się o dziecko, poddali się. Pani Idun od tamtej pory zrobiła się bardzo straszna, krzyczała na wszystkich o byle co, czasem o nic. Bardzo często denerwowała się a pan Agdarr stał się nieśmiały i zamknięty w sobie. Rozumiem ich, gdybym była na ich miejscu to bym się doszczętnie załamała -opowiedziała i spojrzała w księżyc. - Wracając do Frosta...
- Nie waż się wypowiadać jego imienia! -krzyknęłam.
- Nie ważne...-westchnęła.- Już jesteśmy!
Dziewczyna o czarnych włosach stanęła przed niedużym jednopiętrowym szarym budynkiem. Zauważyłam, że dach tego budynku jest czarny. Okna były nie wielkie ale było ich całkiem sporo. 
- AH! No właśnie! Nie przedstawiłam się, jestem Willow a ty?
- Elsa...-odpowiedziałam cicho.
- Ładnie.. -otworzyła mi ciemnoszare drzwi.- Wejdź i czuj się jak u siebie!
Posłała mi ciepły uśmiech, po chwili też odwzajemniłam uśmiech.
    Kiedy weszłam do domu, myślałam że byłam w jakiejś jaskini. Na początku było ciemno, jednak kiedy Willow zapaliła światło przedpokój stał się bardziej ,,żywy''. Zrobiłam kilka kroków i rozejrzałam się. Pomieszczenie nie było zbyt bogate ale ładne drewniane ozdoby ratowały go. Kolory ścian były ładnie dopasowane, na jednej ścianie był zieleń a na drugim brąz Żyrandol był czarny ale to nie przeszkadzało żarówkom świecić.
- Ładny przedpokój -powiedziałam.
- Dzięki! Sama pomagałam wybrać -uśmiechnęła się ponownie.- Dobra, koniec podziwiania.
Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i zaczęła prowadzić w stronę jej pokoju. Zaczęliśmy iść po schodach z jasnego drewna a potem doszliśmy do jej pokoju. Stanęłam w szoku.
- Sorry za bałagan... pokłóciłam się z bliskim przyjacielem...-westchnęła spuszczając wzrok.
- Ah... spoko - odpowiedziałam nadal w szoku.
Wszędzie walały się skrawki różnych planów, zdjęć ale najgorsze było to, że prawie wszystko było przypalone lub osyfione. Nawet poduszki i kołdra na łóżku były przypalone...
- Co tu się stało....
- Heh... wiesz... władam ogniem ..-uśmiechnęła się nerwowo.- Jeeeej.
- Uh... rozumiem..-usiadłam na krześle które na szczęście było całe.
Zauważyłam, że ona nieustannie patrzy na jedno zdjęcie (a raczej jego skrawek). Nie wiem czemu ale postanowiłam do niej podejść, zauważyłam, że w oku ma pojedyńczą łzę która teraz spłynęła po jej policzku.

- Wszystko dobrze?-zapytałam.
- Ta.. T-tak, jest dobrze-otarła łzę.
- Ej... przecież widzę -położyłam dłoń na jej barku.
- Nie ważne..-gwałtownie wstała.- Jesteś może głodna?
- Tak... nic nie jadłam od rana-odpowiedziałam.
- Okej, zaraz ci coś przyniosę, za sekundkę będę! -powiedziała i wyszła, bodajże do kuchni.
Skorzystałam z okazji i spojrzałam na zdjęcie które ona trzymała. Podniosłam je i wyostrzyłam wzrok mrużąc oczy. Zauważyłam dwie postacie, najbardziej wyraźna była dziewczyna -- to była Willow. Jednak znacznie, znacznie bardziej przypalone było zdjęcie z jakimś chłopakiem, nie wiem czy to przez spalenie zdjęcia ale miał tak samo czarne włosy co dziewczyna. Uśmiechali się. W tym momencie weszła czarnowłosa dziewczyna. Położyła jedzenie na biurku i wyrwała mi zdjęcie z rąk.
- Nie. Wolno. Grzebać. W. Czyiś. Zdjęciach! -krzyknęła wyraźnie akcentując każdy wyraz.
- Spokojnie... ja tylko była ciekawa..-chciałam usprawiedliwić się.
- Ciekawość drogą do piekła! -zaczęła drzeć zdjęcie na małe kawałki a potem je spaliła. - Dobra.. nie ważne...Zostajesz na noc... nie będziesz się szwendać sama w nowym miejscu ... tym bardziej, że jest prawie północ.
- Dobra... a ..gdzie ja będę spać?-zapytałam unosząc brew.
- W pokoju gościnnym -uśmiechnęła się.
- A gdzie on jest?
- Zawsze zadajesz tyle pytań?-odpowiedziała pytaniem.
- Heh... nie -zaśmiałam się nerwowo.- To...
- Chodź za mną -zażądała.
Willow zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego. Było tam pojedyncze łóżko, jasno brązowa szafka nocna, zielona kanapa i fotele, stolik oraz telewizor. Całkiem, całkiem wyglądał ten pokój. Ściany były pokryte beżową tapetą która u góry miała ciemno różowe małe kwiatki. Uśmiechnęłam się.
- Ładnie tu...
- Powtarzasz się Elso -zachichotała.
- Tak...-położyłam swoją torbę na fotelu i wyciągnęłam z niej moją książkę.
- Czytasz Igrzyska? -zapytała a ja spojrzałam na nią.
W jej oczach błyszczały iskierki radości.
- Tak, a co?-odpowiedziałam.
- Ja też! Mam całą trylogię! - zaczęła piszczeć.- W końcu ktoś, kto jest Trybutem! Myślałam, że jestem sama!  Ale na szczęście się myliłam!
- Dobra Willow, też się cieszę ale..uspokój się - poprosiłam.
Czarnowłosa usiadła na łóżku. Spojrzała na mnie i już chciała coś mi powiedzieć ale jej przerwałam.
- I nie jestem prawdziwą Trybutką...nie przeczytałam całej trylogii a na żadnym filmie nie byłam.-zauważyłam, że Willom zaczyna się smucić.- Oczywiście kocham Igrzyska Śmierci ale mam tylko pierwszą część trylogii i gdyby to ode mnie zależało daaawno bym przeczytała wszystkie części... ale jak na razie muszę się zadowalać tym... a czytałam to już z dziesięć razy.
- TAAK!!-wrzasnęła.
- Wszystko... dobrze?-zapytałam ale ona pobiegła do innego pokoju.
Okazało się, że dziewczyna biegła do swojego pokoju a po chwili wróciła do mnie z książką.
- Proszę, mogę ci ją pożyczyć -powiedziała dając mi książkę - Ale jeśli chodź trochę ją uszkodzisz to... MOŻESZ SIĘ ŻEGNAĆ Z ŻYCIEM!
- Emm... okej...-wzięłam książkę do ręki i przejechałam swoją dłonią po jej brzegach.
To niemożliwe, to tylko sen... dostałam...Igrzyska..dostałam i Igrzyska...Elso oddychaj! DOSTAŁAM DRUGĄ CZĘŚĆ TRYLOGII! TAAK!! ( ale ma podnietę XD POZDRO dla Trybutów :D-dop. aut.)
- JESTEŚ BOSKA! -przytuliłam ją mocno.
- Tak wiem, jestem boska -uśmiechnęła się.- Dobra, to ty se czytaj a ja idę posprzątać mój pokój.
Usiałam wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać, nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
    Obudził mnie krzyk a raczej kłótnia Willow. Usiadłam na łóżku, spojrzałam na książkę ,,Igrzyska Śmierci w Pierścieniu Ognia''. Uśmiechnęłam się, szybko czytam dlatego w pół nocy przeczytałam połowę. Niestety potem zasnęłam ale nadrobię to jeszcze.
Usłyszałam jeszcze głośniejszą kłótnię Willow z.. kimś, nie wiem kim ale wiem, że to był chłopak. Poznałam to po niskim głosie innej osoby. Wstałam, wczoraj zasnęłam w ubraniach dlatego nie musiałam się ubierać.
Zeszłam na dół, tam prowadziły mnie krzyki i wrzaski. Stanęłam w drzwiach od salonu. Zobaczyłam ją z jakimś chłopakiem. Miał on kruczoczarne włosy, tak samo jak Willow. Na dodatek miał delikatny zarost co trochę słodko wyglądało. Prawdopodobnie miał brązowe podkrążone oczy ale nie widzę tego dokładnie z tej odległości. Był wysoki i szczupły, od razu zauważyłam, że nie jest wysportowany. Ubrany był w białą koszulę a na to miał czerwoną kamizelkę w cienkie, czarne pionowe pasy i czarne spodnie. Był bardzo zdenerwowany i dziewczyna też. Chrząknęłam aby ,,powiedzieć'' im, że tu jestem. Gwałtownie spojrzeli w moją stronę.
- O.. Elsa... już nie śpisz?-zapytała zszokowana moim byciem Willow.
- Emm dzień dobry..-powiedział chłopak.
- Dzień dobry -odpowiedziałam mu.- Czemu tak wrzeszczycie?
- Eeee wiesz... mała sprzeczka...-odpowiedziała mi czarnowłosa.
- Mała?-zapytałam równocześnie z chłopakiem na co lekko się zarumieniliśmy.
Widocznie Willow to zdenerwowało.
- Dobra, ogromna sprzeczka ale nie ważne...-poprawiła się.
- O co się kłócicie?-zapytałam.
- Książkę piszesz?! -wrzasnęła na mnie.
- Nie -odpowiedziałam. - Ja może pójdę sobie.. jest dziesiąta...
- Niby gdzie? Nikogo tu nie znasz i nie wiesz gdzie teraz jesteś bo biegłaś w nocy...
- Willow, zachowuj się! -zwrócił jej uwagę.
- Nie Wilson! To mój dom i będzie w nim tylko ten, komu pozwolę! -wrzasnęła na niego,
- No super, ale po co zaraz na mnie wrzeszczysz, co!?-odkrzyknął.
Wolałam im nie przeszkadzać w kłótni dlatego też poszłam na górę po swoje rzeczy. Spakowałam swoją książkę do mojej torby a książkę Willow odłożyłam na stolik. Cicho zeszłam na dół i już miałam wyjść z tego domu, kiedy nagle usłyszałam plask, wrzask i uderzenie o ścianę. Szybko pobiegłam tam i zobaczyłam, że Wilson dociska Willow do ściany a on sam miał mocny czerwony ślad na policzku. Ał.. musiał oberwać od niej. Zobaczyłam, że Wilsona oczy błyszczą niebezpiecznie a czarnowłosa patrzyła na niego przerażona.
- STOP!-wrzasnęłam.
Spojrzeli na mnie.
- Wilson puść ją...-poprosiłam stanowczo.
Wykonał moje polecenie.
- A teraz odsuń się od niej - ponownie wykonał moje polecenie.
Willow jak torpeda rzuciła się na mnie. Widać, że się bała. Ja też bym się bała na jej miejscu. Usłyszałam, że mówi bardzo, bardzo cicho ,,Przepraszam...''. Spojrzałam na chłopaka. Patrzył na bezradną dziewczynę jak na potwora, znam to spojrzenie.
- Uspokój się i idź do siebie i ochłoń...-powiedziałam patrząc na niego obojętnie.
Wyszedł oburzony ze słowami ,,Wypchaj się''. Chciałam mu przywalić ale nie mogłam.
- Willow, już go nie ma...spokojnie... przypalasz mi bluzkę -powiedziałam spokojnie.
- Przepraszam..-burknęła i odeszła ode mnie.- Przepraszam, nie chciałam krzyczeć..
- Spokojnie... a tak właściwie to co się stało?-zapytałam.
- Znowu się pokłóciliśmy o błahą sprawę... a dzisiaj on przyszedł mnie przeprosić a ja głupia zaczęłam wrzeszczeć na niego... i no potem ty przyszłaś a jak poszłaś to ja go uderzyłam w twarz. On się bardzo zdenerwował i przygwoździł mnie do ściany ... nie wiem co by się stało gdybyś nie przyszła...-opowiedziała mi w skrócie.
- Też nie wiem...-odpowiedziałam.
      Około godziny czternastej postawiłam pójść na spacer. Zaczęłam iść w stronę lasu, był bardzo duży i szeroki, po chwili weszłam do niego. Rozejrzałam  wokoło, wszędzie rosły drzewa liściaste, gdzie nie gdzie były przeplatane świerkami, jadłami, modrzewiami i innymi drzewami iglastymi. Jednak moją uwagę przykuła duża skała pokryta mchem i pnączami. Była ona daleko jednak zaczęłam iść w jej stronę. Kiedy doszłam do niej to zaczęłam ją badać. Zauważyłam, że za skałą był duży stary pniak położony w pionie. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi odsunąć go. Kiedy udało mi się to zrobić, zauważyłam, że w tej skale była dziura, byłam odpowiednio chuda by tam wcisnąć się. Weszłam tam i ujrzałam starą mapę rozłożoną na ścianie. Jedyne światło dochodziło z dziury przez którą weszłam. Rozejrzałam się aby sprawdzić czy nikogo tu nie ma --lepiej zachować czujność. Wyczarowałam śnieżynkę dzięki której w pomieszczeniu było jaśniej. Zobaczyłam, że na mapie jest wskazany wodospad, który prowadził do ,,Tajemniczej Doliny''. Wyciągnęłam swój telefon z torby i zrobiłam zdjęcie, po czym zgniotłam śnieżynkę tym samym unicestwiając ją. Wyszłam i zaczęłam kierować się w kierunku wodospadu. Zdziwiło mnie to, że jak wyszłam to stary pniak znowu stanął na poprzednim miejscu. Zaczęłam iść a po drodze miałam różne drzewa i krzewy, czasem zauważałam szare zające, które beztrosko skakały między krzewami. Uśmiechnęłam się lekko widząc różnokolorowe ptaki śpiewające w koronach drzew. Czasem zdołałam zauważyć rude wiewiórki skakające po gałęziach. Było tu cudownie! Nagle weszłam w drzewo, heh. Nie byłam ostrożna to weszłam w ... jabłoń? Tak, to była dzika jabłoń. Spojrzałam w górę na jej rozgałęziające się gałęzie. Spojrzałam na telefon a potem na zdjęcie które zrobiłam. To drzewo było na mapie! Czyli idę w dobrym kierunku! Byłam bardzo zadowolona z tego, że udało mi się trafić w to drzewo bo tym samym udało mi się znaleźć wiadomość dzięki której dojdę to tego wodospadu. Coś mnie skusiło i zerwałam dwa jabłka, po czym schowałam je do torby.
    Szłam tak z dobre dwie godziny podziwiając piękną faunę i florę tego lasu. Kiedy nagle usłyszałam szum wody. Tak! To wodospad! Zaczęłam biec nasłuchując wody. Nagle dobiegłam do końca gruntu. Cofnęłam się ponieważ jak spojrzałam w dół, zauważyłam, że stoję dziesięć metrów nad jeziorkiem który był krystalicznie czysty. Stanęłam i spojrzałam zdumiona na wysoki wodospad który był na mojej wysokości. Zauważyłam, że woda do wodospadu dociera z źródełka które cięgnie się w bardzo daleko. Spojrzałam na skałkę skalną, widziałam, że tam jest jakieś przejście. Zaczęłam się rozglądać, musi być tam jakieś zejście. Spojrzałam na skale która znajdowała się obok mnie. Były na niej dziwne znaki, pewnie starożytne runy. Podeszłam tam i spojrzałam na nie. Przypomniała mi się księga, która znajdowała się u pani Jeder, była w niej mowa właśnie o runach. Ponownie spojrzałam na skałę i na napis:

جاده به دره باز می شود تا زمانی که قلب خالص تا باز شود.

Zamyśliłam się chwilę i zaczęłam czytać.
- Droga do doliny otworzy się, gdy czyste serce otworzy je.
     W tej chwili zaczęły pojawiać się schody prowadzące do skałki, zaczęłam iść. Ciekawe co mnie tam spotka.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam ziemniaczki *-* Rozdział krótki ale czy się podoba się? Heh, jestem bardzo dumna z tego rozdziału chociaż krótki. A wy? Ciekawicie się co będzie dalej? Jakie wrażenia? To poczekacie sobie  Ta szczerość ,, To poczekajcie sobie XD''

 Przerwałam w tym momencie ponieważ:
a) Na 16.00 idę do przyjaciółek na sylwestra i no wiecie.... pisałam na szybko więc mogą być literówki lub błędy.
b) Jest ciekawie! WOOOOW XD


Ja w imieniu mnie, Wiki i Usi (mam nadzieję, że się nie obrazicie XD) życzymy wam Szczęśliwego Nowego Roku! I pijanego sylwestra XDD Tylko nie upijcie się za bardzo Picolem XDDDD 

Taaa powiedziała ta, co od pięciu godzin pije sok Jabłkowo-porzeczkowy... i pisze rozdział... TY SIĘ CHYBA TYM UPIŁAŚ!~ Elsa
No co? ;--; kto mi zabroni? Przecież jak się ma to pije XD A tak na serio, to, to jest pięciolitrowy sok ważny do jutra XDDDDD I jest kwaśny :D! :3~Ja


No więc.. WIDZIMY SIĘ W NOWYM ROKU! :D

A teraz mój edit XD Co z tego, że ja tylko okulary dodałam XD  ( ale ja się chwalę .__. pseplasam)



środa, 30 grudnia 2015

Rozdział 6. Jadę na przejażdżkę.


[Jack]

No hej. Zapewne wiecie już o tym,że Nasza wielka Pani Beksa sobie gdzieś uciekła, bo dowiedziała się,że państwo Re, jej nie chce, i zamierza oddać ją znowu do sierocińca. A spokój nawet będzie. Ale...ale przyznam,że ona nawet ładnie śpiewa. Chociaż myślałem,że to Evi... Evi to potrafi przepięknie śpiewać. I to chyba nawet lepiej od tej całej Elsy.

Gdy Evi kazała mi wyjść z pokoju bo chciała iść spać, to poszedłem sobie do stajni. Podszedłem do czarnego konia z tak samą czarną grzywą i go pogłaskałem po głowie. Patrzył się ciągle na moją rękę. I chyba zauważył,że mam piękne zielone jabłko. Zwinąłęm je z kupki innych jabłek. No co? Dla konia też trza coś dać, nie? No właśnie.
Dałem mu jabłko ,a ten pożarł je w całości. A to bydle. Jak się mu da kawałek, to zje wszystko. Zapamiętać. Dawać mu tylko kostki cukru.  No. I rozwiązane.

A teraz przejdźmy do tego co robiłem później. Zasiadłem konia i pojechałem sobie na małą przejażdżkę. Myślałem i o Elsie i o Państwu Re, ale najwięcej myślałem o kim? O Evilli. Jaka ona jest seksowną laską i jak pięknie śpiewa. Normalnie cudo. [Tylko się nie posraj -,- ~Usia] Cudo nad cudami. Nawet nie zauważyłem a nuciłem sobie moją ulubioną piosenkę "Drag Me Down". Koń zaczął galopować a ja zacząłem się śmiać. Uwielbiam jeździć konno i to wtedy kiedy jest pełnia. A zresztą ja uwielbiam księżyc. Jest...magiczny... "Everyone is a moon , and has a dark side which he never shows to anybody" [Wszyscy jesteśmy księżycem, i mamy swoją ciemną stronę, której nie pokazujemy nikomu] Ten cytat nagle wszedł mi do głowy. Przez jedną krótką chwilę pomyślałem,że tak może być z Elsą. Jest nieśmiała, ciągle chodzi smutna i bez przerwy płacze. Ale...kto wie? Może jest całkowicie inna? Nie wiem. I nie chce na razie wiedzieć. W tej chwili interesuje mnie jej siostra. Evilla. Ta przepiękna czarno-włosa piękność. Jej piękne niebieskie oczy pojawiły się przed moimi. Genialne.

Po jakiś dwóch godzinach wróciłem z koniec do stajni. Odstawiłem go do boksu i poszedłem jeszcze gdzieś niedaleko do jeziorka. Uwielbiałem to jeziorko - Zazwyczaj w nocy gdy jest pełnia księżyca - Było wtedy boskie. Takie...magiczne...jak ... jak  El..czekaj,że kto do cholery jasnej?! Jak Evilla chyba, ty stary debilu. Powinieneś iść spać. Tak. Koniec kropka.

Wróciłem do siebie i po krótkiej chwili zasnąłem i odpłynąłem do Krainy Morfeusza. [Wiedza o Bogach Greckich się odzywa~Usia ~PERCY zrobił swoje x3 ~Usia]

***
No hey. :3 
Usia się wita, i Usia się żegna. Ale...ma jeszcze jedno zdjęcie które UWIELBIAM :* UWIELBIAM TEGO PIĘKNEGO PANA, KTÓRY JEST MYM MĘŻEM WIĘC WONT OD NIEGO

Znalezione obrazy dla zapytania tom felton wallpaper

Znalezione obrazy dla zapytania tom felton wallpaper

Który jest...

Znalezione obrazy dla zapytania draco malfoy
Znalezione obrazy dla zapytania draco malfoy

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 5. "Plan - poderwać Jacka pod nieobecność Elsy"

  - Twoja siostra mazgai się w stajni.
Głos Jacka przerwał moje przygotowania do kąpieli. Odwróciłam się w jego stronę, kładąc czarno-granatową pidżamę na kołdrę łóżka. Spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem i wzruszyłam ramionami.
  - Jak to ona. Popłacze, popłacze, i przestanie.
Jack zaśmiał się krótko, kręcąc głową. Splótł ręce na piersi i patrzył na mnie przez chwilę, po czym pożegnał się mrugnięciem oka i wyszedł.
Wzięłam pidżamę i ręcznik i weszłam do [mojej własnej!] łazienki. Odkręciłam kurek w wannie i patrzyłam, jak lodowata woda stopniowo wypełnia całą... beczkę? Nie... nie umiem tego nazwać. Kiedy wanna była pełna wody i piany [dolałam jakiegoś tam żelu czy cień wie co], zanurzyłam się po samą szyję i rozejrzałam.
Łazienka była naprawdę obszerna. Wanna, w której leżałam, była w kształcie trójkąta, miała wbudowany masaż, światełka i nie wiem, co jeszcze. Duży prysznic stał pod ścianą naprzeciwko, a pod ścianą z oknem był sedes i umywalka [nad którą było lustro, zajmujące dobre 3/4 ściany]. Okno oczywiście było zasłonięte brązową zasłoną.
Posiedziałam jeszcze dwie godziny, myśląc o różnych, psychicznych i mrocznych rzeczach [jak pisze †I.Q.† to elementy psychozy muszą być! xd †I.Q.†], kiedy zrobiłam się senna. Nie chcąc zasnąć w wannie i nieszczęśliwie nałykać się przez to wody, spuściłam ją i wyszłam, opatulając się ręcznikiem. Wytarłam się dokładnie i założyłam pidżamę. Wysuszyłam włosy i zaczesałam je do góry [one MUSZĄ wyglądać jak korona!]. Dzisiejsze ubrania wrzuciłam do kosza na pranie i wyszłam z łazienki.
Pod drzwiami stał Vincent.
  - Vincent! - krzyknęłam, chowając się za baldachimem łóżka.
Co jak co, ale byłam w czarnej bluzce na grube ramiączka i w krótkich, granatowych spodenkach w czarną kratkę!
  - Wybacz, panienko. - staruszek odwrócił się. - Chciałem tylko przekazać, że dziś kolację zjesz w pokoju. Pan i Pani Re są zdenerwowani i nie chcą, abyś widziała ich w takim stanie.
Założyłam szlafrok, szczęśliwie wiszący na drzwiach do łazienki. Był biały. Brrr! Brzydki kolor.
  - Możesz się odwrócić, Vincencie. - poleciłam. Mężczyzna wykonał. - Pokłócili się o coś? Ktoś z zewnątrz ich zdenerwował? W ogóle mogę wiedzieć, co się wydarzyło? 
  - W przeciwieństwie do Państwa Re, uważam, że byłoby najlepiej, gdyby panienka wiedziała. - patrzyłam na niego wyczekująco, z zachęcającym uśmiechem. - Otóż... zaszła pomyłka w papierach adopcyjnych. Państwo Re chcieli zaadoptować nastolatków, owszem, ale chłopaka i dziewczynę. Nie musi się panienka martwić, panienka nie zostanie odesłana. Czeka to niestety panienki siostrę.
Ok. Wszystko mogłam znieść, ale nie to. Chcą mi zabrać siostrę?! Z kogo będę się nabijała i komu będę co chwilę dogryzała?! W kim będę wzbudzać zazdrość i przed kim będę się wywyższać?!
Poprosiłam Vincenta o opuszczenie mojego pokoju. Zrobił to natychmiastowo, a ja usiadłam na łóżku i wpatrzyłam się w podłogę. Nie zauważyłam nawet, jak ktoś wszedł do mojej sypialni i usiadł obok, obejmując ramieniem. Podskoczyłam ze strachu, kiedy okazało się, że to Jack we własnej osobie! W moim pokoju!
Odskoczyłam z przerażenia.
  - Kto cię tu wpuścił? - zapytałam, opanowując głos.
  - Okno. - zaśmiał się. - Twoja mina, bezcenna.
  - Zamknij się, śnieżny demonie. - mruknęłam, wyprostowując się [i siadając po turecku na środku łóżka]. - To prawda, że Adgar nie chciał dwóch dziewczyn?
  - Jemu było to obojętne, ale Idun chciała syna i córkę. Nastoletnich, żeby nie musiała ich uczyć mówić i tak dalej. A jako, że przyjechały dwie dziewczyny, wybuchła, ale nie tak dosłownie, i kazała jedną odwieźć. Ale... ta niechciana zniknęła.
  - Jak to? Kit mi wciskasz!
  - Nie. Twoja kochana, tchórzliwa siostrzyczka uciekła, gdy tylko się dowiedziała, że ma wracać do sierocińca. Stałem akurat pod drzewem i widziałem wszystko. Ryczała tak głośno, że mnie uszy rozbolały! - zaczął skakać na kolanach po łóżku, udając, że uszy mu wyrywają.
Trzepnęłam go w tę śnieżnobiałą czuprynę, tym samym zwalając z łóżka na dywan. Zaczęliśmy się śmiać bez opamiętania, kiedy ktoś zaczął ciągnąć za klamkę.
  - Schowaj się pod łóżko. - szepnęłam. - Chyba woźnica nie powinien przesiadywać w domu swoich pracodawców.
W ostatniej chwili wepchnęłam protestującego Jacka pod ogromne łóżko. W tej samej chwili drzwi się otworzyły. Do środka weszli Państwo Re. Adgar miał smutną minę, Idun raczej zezłoszczoną. Ale, kiedy mnie zobaczyła, wymusiła nieszczery uśmiech.
  - W czymś pomóc..? - udałam zdziwioną ich nieoczekiwaną wizytą.
  - Chcieliśmy tylko cię powiadomić o tym, że Adgar wyjeżdża na kilka dni. - odparła Pani Re. - Twoja siostra uciekła po tym, jak usłyszała, że zaszła mała pomyłka i będzie musiała zostać odesłana.
Kobieta, widać, nigdy nie miała do czynienia z bliźniaczkami w wieku nastoletnim - normalną nastolatkę, taka wieść, powiedziana z mostu i prosto w oczy, normalnie by zwaliło z nóg i przebiło lodowym soplem.
Ale nie mnie. Siedziałam niewzruszona, a ktosiek pod łóżkiem zaczął się śmiać. Kopnęłam go, szybko wracając do siadu skrzyżnego i uśmiechając się niewinnie. Państwo Re spojrzeli na mnie krzywo.
  - W każdym razie... - podjął Adgar. - Ty nie masz się o co martwić. Zostajesz. Przynieśliśmy ci kolację. Smacznego.
Idun zaprosiła do pokoju kolejną służącą z wielkim, srebrnym wózkiem z jedzeniem. "Oni przynieśli", właśnie widzę. Mhm.
Kobieta podeszła do mnie i położyła tackę z talerzem, sztućcami i kubkiem z sokiem na łóżku, po czym pospiesznie wyprowadziła wózek za drzwi. Wzięłam tosta francuskiego do ręki i zaczęłam pogryzać sobie raz po raz, patrząc, jak Państwo Re zaraz także opuszczają moją sypialnię.
Jack wskoczył na łóżko, masując policzek z czerwonym odciskiem mojej stopy.
  - Bolało? - zapytałam ze śmiechem.
  - Jeszcze jak! - krzyknął. Uciszyłam go palcem na ustach [na czyich, to już pozostawiam dla waszej wyobraźni xd †I.Q.†]. - Ok. Sorry. Mogę tosta? - kiwnęłam głową. Chłopak zaczął kruszyć mi na łóżko. - W sumie, to... twoja siostra nawet ładnie śpiewa. Myślałem, czy może ty...
  - Mam ci śpiewać? - żachnęłam się. - Nie ma mowy!
  - Proszę....! Ploooseee!!
Westchnęłam i podeszłam do swojej walizki, dokańczając tosta. Rozsunęłam zamek i wyjęłam zeszyt z tekstami piosenek. W końcu znalazłam jedną, moją ulubioną, i wróciłam na łóżko. Spojrzałam pewnie na Jacka z zadziornym uśmieszkiem [tak, dziewczyny też tak potrafią!] i zaczęłam śpiewać, co jakiś czas patrząc w tekst [mimo, że znam fragment na pamięć]:
I am the Devil's smile,
The one caught everyday
A hopeful hero's speech
Won't stop the years you bleed
I am a hurricane,
And Army strong as one
As they sit back and laugh
The one you left has just begun*
Kiedy skończyłam, Jack miał szeroko oczy otwarte. Uśmiechnęłam się na ten widok niewymuszenie, ale musiałam zachować pozory zimnej laski [xD] i dałam mu lekkiego liścia. Potrząsnął głową i zamrugał kilka razy.
  - Pięknie! Dziewczyno, wymiatasz! - zachwycał się.
  - Wiem o tym. - rzekłam z wysoko podniesioną brodą, chowając "śpiewnik" z powrotem do walizki. - A teraz chcę iść spać. Wyłaź.
Z miną zbitego psiaka, białowłosy wyszedł. Oknem. Przez chwilę myślałam, czy mi się nie przywidziało, ale szybko wyrzuciłam to z głowy i zdjęłam szlafrok, kładąc się pod kołdrą, którą zaraz odrzuciłam, bo było mi zbyt gorąco.
Do krainy Morfeusza odpłynęłam chwilę potem, śniąc o uciekającej Elsie, przy okazji podświadomie układając plan, jak poderwać Jacka, żeby zrobić siostrzyczce na złość...
 -------------------------------------------------------------------------------------------------
*Black Veil Brides - Wretched And Divine, fragment pisany z pamięci :3 
---
AVE? AVE!
Evi zua, Evi ma plan xd
No. Next pisze next os z kolejki,
Pozdrawiam i
Pa!
Infernal Queen†
P.S. Musiałam wcisnąć BVB. MUSIAŁAM!




poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 4 ,, Gdy ucieknę, będzie lepiej''

     Z uśmiechem weszłam do rezydencji, byłam pełna nadziei, pełna szczęścia!
     Przedpokój wielki a przede wszystkim piękny! Biel i brąz, takie kolory były w przed pokoju. Rozglądałam się a w moich oczach rosły iskierki szczęścia. Nagle podszedł do mnie mężczyzna, wyglądał na około sześćdziesiąt lat, miał siwe włosy, jednak gdzie nie gdzie znalazły się brązowe włoski na jego czuprynie. Podszedł do mnie i przywitał się z lekkim ukłonem.
- Witam panienkę, z pewnością panna Elsa, prawda?
- T-tak...-odpowiedziałam speszona, głupia nieśmiałość!
- Jestem pani lokajem, mam na imię Henryk. Teraz zaprowadzę panienkę do twojego pokoju-powiedział.
- Dziękuję - odpowiedziałam.
Zaczęliśmy iść, szliśmy do ciemno brązowych schodach. Zdziwiło mnie, że będę mieszkać na poddaszu, przecież pokój Evi jest niżej, myślałam, że będziemy mieć blisko pokoje. No nic, całe poddasze moje! Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Już nie długo -poinformował mnie 
Stanęliśmy przed białymi drzwiami, otworzył mi je a ja weszłam. Stanęłam w szoku.
- To jest panienki pokój, jakbym był potrzebny proszę mnie wołać, mam pokój na drugim piętrze, ciemnobrązowe drzwi po lewej. Tylko proszę pamiętać, że w niedziele i święta oraz w godzinach między dwudziestą drugą a siódmą rano mam wolne -poinformował mnie.
- Dobrze, dziękuję. Może pan iść - tak jak powiedziałam, tak on zrobił, tylko, że wcześniej postawił moją walizkę koło łóżka.
Rozejrzałam się po pokoju... o ile można to nazwać pokojem. Było tu bardzo skromnie, tylko dwa małe okna i jedna jasnobrązowa szafa oraz stare łóżko ze starym materacem. O co tu chodzi? Pan Agdarr mówił, że kupują wszystko co najlepsze, to dlaczego mam taki... żydowski pokój? Usiadłam wtedy na łóżku a moje oczy napełniły się łzami. Mimo to zaczęłam się rozpakowywać. Wyciągnęłam kilka swoich ubrań aby nie były ciągle w walizce. 
- Jak zawsze, dla najlepszej wszytko, co najlepsze -usłyszałam głos mojej siostry.
Obróciłam się w stronę drzwi ale ona już wyszła. Czasem jest naprawdę nieznośna. Przyzwyczaiłam się... niestety.
Znowu wróciłam do wypakowania ubrań z mojej walizki. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam... zgadnijcie,  spadła na mnie tona różnych staroci! To się robi niedorzeczne! Może to ja tu trafiłam przez przypadek co?! Może tamten chłopak coś wiedział, mówił, coś, że jednak państwo Re zaadoptowali dwójkę dziewczyn, może ..może on coś wie! Tak zapytam go! ..... ale jutro, teraz jest już późno, dochodzi dwudziesta druga. 
    Chwilę mi to zajęło ale spakowałam tamte rzeczy z powrotem do szafy. Miałam zamiar się umyć, dlatego zeszłam na pierwsze piętro, tam jest łazienka. Kiedy tam już doszłam, miałam już wejść do łazienki kiedy usłyszałam kłótnię państwa Re. Nie chciałam podsłuchiwać, to nie jest dobre zachowanie ale musiałam po prostu zbyt ciekawa jestem. Zaczęłam słuchać.
- Miałeś przywieść nastoletnią dziewczynę i nastoletniego chłopca! A nie dwie dziewczyny!-krzyknął damski głos, pewnie żona pana Agdara.
- No ale przyjechały tylko dwie nastoletnie dziewczyny! Nikt więcej! -tłumaczył się pan Re.
- Nic mnie to nie obchodzi! -warknęła- Jutro zawieziesz tę blondynkę na stację! I powiesz jej, że naszła pomyłka! 
- A-ale... nie uważasz, że to trochę nie na miejscu? To są bliźniaczki, nie powinniśmy je rozdzielać-wtrącił.
- Chciałam dziewczynkę i chłopca, nic mnie to nie interesuje, że są bliźniczkami!-ponownie krzyknęła pani Re.
- Ale Idun...zrozum!-próbował trzymać moją stronę, schlebiało mi to.
- NIE I KONIEC!-warknęła z wrzaskiem na niego.
Na moje nieszczęście drzwi przy których stałam otworzyły się. O nie.. nie, nie, nie, nie!
- Elsa?-powiedział zszokowany pan Agarr.
- Nie zmieniaj tematu Agdarze! Wiem jak ona..-obróciła się w moją stronę.- Elsa?
- Wiedziałam! Było zbyt pięknie aby było to prawdziwe! Ja chciałam tylko domu! Czy to aż tak trudne?! Chciałam znaleźć rodzinę! Dom i kogoś kto mnie pokocha jak własną córkę! Ale nie! -wybuchłam niepohamowanym płaczem, wybiegłam i zamknęłam się w łazience.
,,Życie mnie nienawidzi, jestem potworem, nie powinnam żyć! Ja chce tylko szczęścia!'' - myślałam.
Spojrzałam swoimi zaczerwienionymi oczami od płaczu na telefon. Odblokowałam go wpisując hasło ,, Freedom'', dochodziła jedenasta (wieczorem), szybko zleciało, przed chwilą była dziesiąta. Usłyszałam teraz jak państwo Re krzyczy na siebie. Chodziło chyba o to, czemu się o tym dowiedziałam.
,, Taa.. przecież wrzeszczą na cały dom, trudno by to usłyszeć!''- krzyknęłam w myślach.
Postanowiłam, że pójdę do stajni. Nie wiem czemu, ale konie mnie uspokajają, chociaż widziałam je tylko dwa razy na żywo. Pierwszy raz widziałam je, jak do pani Karper przyjechał pan Dolata* w bryczce aby pani Agata ( bo tam miała na imię) pożyczyła mu pieniądze. Drugi raz natomiast był dziś, kiedy pan Re przyjechał po mnie i po Evi. Miało być tak cudownie a jest fatalnie.
     Wstałam i cicho wyszłam z łazienki, zeszłam na dół i wyszłam przez frontowe drzwi prowadzące na wielkie podwórko. Było ciemno ale lampka przy stajni świeciła się, jest tam ktoś. Weszłam do stajni ale nikogo tu nie było, W każdym razie nikogo nie widziałam. Podeszłam do pierwszego bosku. Znajdował tam się siwy koń o bardziej ciemniejszych kolorach  czarnej grzywie. Pogłaskałam go po głowię a ten mnie prawie ugryzł! Skandal, chociaż ja też byłabym zła, gdyby ktoś mnie głaskał po głowie... Podeszłam do drugiego rumaka, był on o wiele jaśniejszy od tamtego, jednak grzywę miał tak samo ciemną jak tamten. Powoli przyłożyłam swoją rękę do zwierzęcia, ono natomiast przyłożyło swoją głowę do mej chudej ręki. Uśmiechnęłam się cicho i zaczęłam nucić słowa piosenki, którą znam.**

And I will stay up through the night
Yeah, let's be clear, won't close my eyes
And I know that I can survive
I'll walk through fire to save my life
And I want it, I want my life so bad
I'm doing everything I can
Then another one bites the dust

It's hard to lose a chosen one 

Zaczęłam cicho płakać, po moim policzku ciekły chłodne łzy, przymknęłam oczy. Poczułam jak koń otula mnie swoją wielką głową, uśmiechnęłam się lekko.
- Tylko ty mnie rozumiesz...nie wiem, jak cię wołają ale nazwę cię... Szafir, dobrze? -szepnęłam złamanym głosem.
Usłyszałam kroki, jednak nie zwracałam na nie uwagi.
- Wszystko dobrze?- usłyszałam zatroskany głos.
Otworzyłam oczy i obróciłam się w stronę głosu. Ujrzałam tam białowłosego chłopaka, tak to Jack. Jednak zignorowałam go. Przytuliłam głowę zwierzęcia, Szafir był taki ciepły...
- Hej...-usłyszałam w głosie Jacka troskę. Na pewno mi się zdawało.
Tym razem zanuciłam bardzo cicho słowa piosenki, które słyszę w snach.

Na zboczach gór biały śnieg nocą lśni

i nietknięty stopą trwa. 
Królestwo samotnej duszy,
a królową jestem ja! 
Posępny wiatr na strunach burzy w sercu gra.
Choć opieram się, to się na nic zda! 


Niech nie wie nikt! 

Nie zdradzaj nic! 
Żadnych uczuć,
od teraz tak masz żyć! 
Bez słów! 
Bez snów! 
Łzom nie dać się! 
Lecz świat już wie!


- Proszę, nie ignoruj mnie Elso...-powiedział kładąc swoją rękę na moim ramieniu.
- Idź sobie! Chce być sama! -powiedziałam zapłakanym głosem, najgorsze, że przez ten płacz miałam zapchany nos.
- Proszę, masz...-powiedział podając mi chusteczkę.
- Nie chce nic od ciebie!-krzyknęłam.
Prawdopodobnie teraz myśli, że jestem bezbronną, małą dziewczynką! Nie pozwolę.
- Nie marudź, tylko weź tą chusteczkę -powtórzył.
Puściłam głowę Szafira i spojrzałam na niego, pokiwał mi głową na ,,tak''. Czyżby on rozumiał tę sytuację? Nie wiem czemu, ale wiedziałam, że mogę zaufać zwierzęciu. Niechętnie przyjęłam chusteczkę od tego bałwana o pięknych, cudnych i głębokich niebieskich oczach. Zaraz, co? Nie było tematu! Jego oczy są całkiem normalnie.... i wcale mnie nie hipnotyzują...matko! Pogrążam się.
- Dzięki...-wytarłam twarz od łez a potem wysmarkałam się w tę oto chusteczkę.- A teraz mów czego chcesz, bo nie chce z tobą gadać.
Wiadome jest to, że on ode mnie coś oczekuje. Najpierw mnie ignoruje a teraz daje mi chusteczkę? Wolne żarty ale nie zemną te numery!
- Przestań płakać, okej?-spojrzał na mnie niewinnie.
Matko, jego oczy są cudne!
- Chcesz pogadać? No chyba, że wolisz to wszytko trzymać w sobie ale wtedy będzie jeszcze gorzej.
Spuściłam wzrok, nie chcę z nim gadać, ledwo go znam. Nawet jeśli mnie wysłucha to wiem, że wykorzysta to przeciwko mnie.
- Nie chcę -odpowiedziałam.
- Nie, to nie. Fajnie, nara! - poszedł sobie, tak.. po prostu ale zaraz wrócił - A tak w ogóle, nie wiedziałem, że umiesz śpiewać, myślałem, że to twoja siostra. Tylko dlatego tu przyszedłem a zagadałem tylko po to aby coś z ciebie wyciągnąć! Pozdrów swoją siostrą ode mnie! Narka bekso!***
Wyszedł a ja zaczęłam płakać. Jak on śmiał? Ja.. ja nie jestem beksą! Ludzie płaczą nie dlatego, że są słabi, płaczą bo byli zbyt silni! Tak mówiła mi pani Agata! Ale (tak wiem, od ,,ale'' zdania się nie zaczyna..-dop. aut)... ona mogła kłamać, abym miała nadzieję, abym była silna, abym nie dała się takim frajerom jak Frost.
Wtuliłam się twarzą w jasno szarą głowę Szafira a on oparł się głową o mnie. Miałam dość wszystkiego, jutro ucieknę.
- Pa Szafirku... do nigdy -pocałowałam zwierzę w głowę i wyszłam.
      Zaczęłam biec do ''mojego pokoju''. Kiedy tam dobiegłam to otworzyłam znowu szafę, wiem, że tam jest mała torba na ramię. Ha! Wiedziałam! Szybko spakowałam do niej moje ubrania i ukochaną książkę. Wbiegłam szybko ale cicho. Obiecuję, że już mnie nie zobaczą!
    Jest ciemno, ciemno wszędzie a ja jestem sama w obcym miejscu. Boję się, naprawdę się boję! Słyszę ciągle jakieś dziwne dźwięki, tu pies wyje, tam wiatr szura liśćmi, tam słychać huczenie sów. Nigdy wcześniej nie czułam takiego strachu. Nagle podchodzi do mnie dziewczyna o kruczoczarnych włosach. Grzywka zasłaniała jej piwne oczy. Miała wąskie, skromne usta i lekko zadarty nos. Ubrana była w czerwoną bluzkę i czarną spódnicę do kostek oraz czarne buty na lekkim obcasie. Po rysach jej twarzy wywnioskowałam, że ma około szesnastu lat.
- Nie bój się, ty tylko wiatr -uspokoiła mnie a ja czułam się bezpiecznie.

******************
Siemka ziemniaczki!
WENA DZISIAJ! ( I moja kolej XD)
Mogłabym dłużej pisać XD ... albo wiecie co? Piszę dalej czekajcie..

Dobra dopisałam tam coś XD DOBRA! ZA DUŻO CZEKOLADY! ( Usia zawsze doinformowana to wie o co camon XD)

Podoba się rozdział? Długość odpowiada?
PS: OBIECUJE (może, zależy od humoru i mojej depresji) że nie będzie Willowsona!

Wesołych Głodowych Igrzysk, i niech los zawsze wam sprzyja! ~Effie Trinket


tumblr_mvsu5zeFbP1rwibmvo1_500.gif    <-- to ja, kiedy ktoś hejtuje jelsę :D
*  Ja nie daję rady XD ja nie umiem dać NORMALNYCH nazwisk XDD ŻYCIE :P
** Elastick Heart ( paczaj na playliste ziemniaczku *-* XD )
*** JA PRZEPRASZAM! ALE BYŁO ZBYT CUDOWNIE! MUSIAŁAM TO POPSUĆ!

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 3. Pan Adgarr chce do parku.


[Jack]

 Witam, jestem Jack Frost, mam  17 lat. Ale powiem Wam coś w sekrecie, ale nikomu ani słowa. Jasne? To super. Tak naprawdę to mam 317. Jestem woźnicą, ale zapewne to już wiecie od Evilli. Jest fajna. I ładna. I śmiała. W przeciwieństwie do tej całej Elsy. Ona się popłakała bo jakaś tam osoba z książki umarła. To nie jest normalne! [I mówi to osoba, która ma moce zimy i ma ponad 300 lat. xd -!USIA!]

Evi - Tak ją będę teraz nazywał - Jest naprawdę mega laską. Co z tego,że jest ode mnie młodsza. Ale jest genialna! Ale...Elsa...Elsa...to imię ciągle mi krąży w głowie. a tak sobie zmieniając temat...
Jestem woźnicą. Czyli w skrócie - Wożę moich panów, gdzie sobie zażyczą. Wiecie, co? Nawet fajnie jest...a zwłaszcza dlatego, bo można pozwiedzać nawet trochę różne miejsca, i poznawać różne osoby. Na przykład takie jak Evilla i Elsa.

Jak gadałem krótką chwilę z Elsą wydała mi się naprawdę skromna i nieśmiała. Zagadałem do niej przy tym jak patrzyła na krajobraz. I przyznam. Wyglądała ładnie. Ale co do Evilli. Wow. To jest laska. Ma genialne czarne włosy , takie niebieskie oczy...normalnie laska razy tysiąc.
Nawet obiecałem jej,że nauczę ją jeździć konno. Będzie genialnie, ja to wiem. Ale nie wiem czy w ogóle mogę. A co z tego. Robię Co Chce. [Ta mhm. Na pewno. Masz się słuchać mnie albo zakopię. Wika wie o co chodzi xD ♥Usia♥]

-Panie Frost. -Zaczął pan Adgarr. Jest zazwyczaj dla mnie miły, ale kiedy powiedział,że odetnie mi coś z wypłaty to nie dzięki.
-Tak?- Spytałem.
-Musisz mnie dzisiaj zawieść do parku. -Odpowiedział. Do...do parku? Po co mu jechać do parku? A zresztą czepiać się nie będę. To jego sprawa. Ja go muszę tylko zawieść.
-Tak, jest. -Wszedłem do powozu, a Pan Adgarr wszedł od razu po mnie. Ruszyliśmy.

A hej. 
Usia wita, i przywita. O.o 

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 2 "Jak zawsze, dla najlepszej wszystko, co najlepsze"

Evilla
Yo, Evillka się wita.
Elsa na pewno już wam wszystko opisała, więc przejdźmy do przejażdżki powozem.
Deski, z których był zbudowany, trzeszczały mimo, że Adgar wyraźnie podkreślał upodobania jego żony do kosztownych i dobrze zbudowanych wozów. Czarny kolor tylko ratował tę jeżdżącą na kołach, rozklekotaną beczkę.
Ale woźnica był niczego sobie. Ubrany w granaty i brąz, włosy miały niecodzienny kolor. Rysy twarzy zdradzały jego młody wiek, a jego szaro-błękitne oczy skrywały w sobie coś niezwykłego.
Jednym, krótkim zdaniem - niezła sztuka.
  - Panienki gotowe na przejażdżkę krajoznawczą?
Pokazał zasady dobrego wychowania, formując całkiem zgrabny ukłon.
Kolejny plusik na jego karcie w mojej kartotece.
  - Oczywiście, woźniaku! - krzyknęłam na początek znajomości.
Niech nie uznaje mnie za cichą dziewczynkę, która wstydzi się nowych znajomości.
Nie jestem Elsą!
   - EJ! Nie "woźniaku", tylko, jak już, to woźnico!
Szczypnęłam EGO naszego bałwanka?
Zaśmiałam się, zawtórował mi. Posłaliśmy sobie rozbawione spojrzenia i nagle mnie olśniło.
Nie wiem, jak on się nazywa.
  - Mam na imię Evilla, a ty, dziadku? - zapytałam.
   - Jack, Jack Frost. A twoja siostra?
Patrzyłam jak kierował na nią swój wzrok. Dlaczego się nią zainteresował? Siedziała cicho od samego początku, jak zwykle zresztą.
Siostra zarumieniła się, na co chłopak, miałam wrażenie, że chce wybuchnąć jej śmiechem prosto w twarz. Zareagowałabym tak samo.
  - Jestem... E-Elsa Astre... - jęknęła.
  - Wy serio jesteście rodzeństwem?
  - Tak, bliźniaczki. - rzekłam.
Podniosłam głowę znad kolan i spojrzałam na niego uwodząco. Odpowiedział łobuzerskim uśmiechem.
"Ta sztuczka zawsze działa." - pomyślałam, puszczając mu oko.
   - Współczuje ci. - powiedział w pewnej chwili, patrząc na mnie. - Ja bym nie dał rady mieszkać w jednym miejscu z kimś, kto jest zupełnie inny ode mnie.
Oczy platynki zaszkliły się, co wywołało u mnie mimowolny uśmiech. Ze stoickim spokojem i dziką satysfakcją patrzyłam, jak chowa swój płacz za książką.
Ruszyliśmy. W końcu.
Wyglądałam przez okno, myśląc, jak tu słodko. Za słodko. Twórca tej krainy zdecydowanie przesadził, dodając tu tak wielu żywych kolorów! Brakuje tu mroku... znajomego, tajemniczego mroku...
Moje rozmyślania o pogrążeniu tej krainy przerwał szloch mojej siostry. Spojrzałam karcąco na jej twarz, schowaną za grubą okładką.
   - Co jej jest? - woźnica udawał zainteresowanie jej stanem.
Niestety, gra aktorska najwidoczniej nie leży w jego naturze. Słychać było obojętność, z jaką pytał. Nie drgnął, żeby zobaczyć, czy np. nie złamała sobie nogi [ta... niby o co miałaby? Może jest wrażliwa do przesady, ale nie niezdarna!].
   - Elsa, pogrążasz się! Upokarzasz mnie! - krzyknęłam warkiem [???], żeby nikt oprócz niej tego nie usłyszał.
   - P-przepraszam... nie moja wina, że zawsze się wzruszam na śmierci Rue..
 Pokręciłam głową, zrezygnowana. Jak można rozczulać się nad książką? Nad muzyką to co innego. Czytając tekst nie słyszysz jego dźwięków, a słuchając muzyki odpływasz do swojego świata [a nie wymuszanego świata z powieści].
Przestań, Evi, przestań. Zaczynasz tłumaczyć się jak dziecko przed nauczycielką. "Czemu nie odrobiłeś pracy domowej?" [bo Andy mi ją zjadł.. sorry, musiałam XD †I.Q.†].
Założyłam swoje czarne słuchawki firmy Samsung i włączyłam muzykę z telefonu. Po co komu mp3?
Podczas dalszej drogi powróciłam do rozmyślania nad zniszczeniem Krainy Marzeń. Ale co ja mogę? Taka ja, co z tego, że silna i piękna, ale przeciwko reszty miasta? osady? jestem na przegranej pozycji.
Po jakimś czasie stanęliśmy przed ogromną, biało-brązową rezydencją. Duże, dwuczęściowe, brązowe wrota otworzyły się z hukiem, wybiegł z nich chyba służący. Otworzył drzwiczki do powozu i staroświecko podał dłoń i mi i Elsie, pomagając tym samym wyjść.
"Skoro jest służba, pieniądze też są..." - uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że będę dostawać co tylko sobie zamarzę. Tylko trzeba uprzednio odpowiednio się podlizać nowym rodzicom, jak to zrobiłam z poprzednimi. I paniami w sierocińcu.
Posłałam służącemu wdzięczny [nieszczery] uśmiech i podążyłam wzrokiem za Jack'iem, który zajął się odczepianiem koni od powozu. Podeszłam i pogładziłam jednego rumaka po grzbiecie i plecach. Zarżał, kręcąc łbem.
  - Polubił cię. - rzekł Jack, kładąc uprząż na siedzeniu dla woźnicy. Uśmiechnął się. - Może namówię Adgara, żeby oddał ci go, a na ciągnięcie ustawił innego. Co ty na to?
  - Nie umiem jeździć konno. - westchnęłam.
Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do koni, ale ciemnosiwe umaszczenie akurat tego zwierzęcia i czarna grzywa zachęciły mnie do chociażby spróbowania.
  - Nauczę cię w wolnej chwili. Jeśli chcesz.
  - Z wielką chęcią. - cmoknęłam chłopaka w policzek.
Zaskoczony?
  - A teraz pozwól, że pójdę pozwiedzać dom. - rzekłam powolnym, melodyjnym głosem i odeszłam od niego.
Weszłam do rezydencji. Stanęłam z wielkimi oczyma, rozglądając się po białych ścianach i brązowych, lśniących schodach po lewej i prawej. Ten przedpokój wyglądał jak żywcem wzięty z jakieś zamku!
Podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Siwe włosy i zmarszczki na twarzy wskazywały, że zostało mu niewiele czasu na tym świecie. Mimo to uśmiechał się, niewymuszenie. Umiem to rozpoznać.
  - Panienka Evilla? - zapytał. Kiwnęłam głową. - Panicz Adgar ustanowił mnie pani osobistym służącym. Siostra panienki również została zaszczycona możliwością mania kogoś na własne zawołanie.
Co mnie obchodzi to, z kim łazić ma moja siostra?
  - Pozwoli panienka, że zaprowadzę ją do jej pokoju, żeby mogła się rozpakować.
  - Oczywiście, proszę pana.
"Zdradzisz mi swoje imię?"
  - Vincent, panienko. - skinął głową w geście małego ukłonu.
Uśmiechnęłam się do niego. Mężczyzna ruszył prawymi schodami w górę, potem skręcił w lewy korytarz i zatrzymał się przy tak samo lśniących, drewnianych drzwiach jak wszystkie ozdoby i meble tutaj. Drzwi miały szybkę na 1/3 powierzchni, a pod spodem złotą ramkę z napisem: "Evilla".
Vincent otworzył mi drzwi, wpuszczając mnie pierwszą do środka. Pokój wyglądał jak komnata zamkowa, pogrążona w bieli i brązie. Pościel była ciemnobeżowa, obszyta złotą nicią, nad łóżkiem wisiał biały baldachim. Komody, biurka, półki, nawet kanapa i dywan tam był! Okna w drewnianych ramach zajmowały całą ścianę przede mną, między sobą mieszcząc jeszcze oszklone drzwi na balkon. Całość była zakryta białą firanką, a po bokach była przywiązana brązowa zasłona, zdobiona oczywiście złotem. Znalazłam jeszcze drzwi do łazienki.
Moja czarna walizka psuła cały urok pomieszczenia, spoczywając spokojnie przy drzwiach na balkon.
  - Czy podoba się panience jej nowy pokój? - zapytał Vincent, nadal się uśmiechając.
  - Oczywiście. - odparłam. - Tylko mam jedno pytanie.
  - Słucham, panienko.
  - Czy będę mogła "przekolorować" pokój po swojemu?
  - Na pewno panicz Adgar nie będzie miał nic przeciwko, panienko. - cisza. - Gdyby panienka mnie szukała, mam pokój zaraz przed nią. W godzinach nocnych i w czwartki mam wolne, tak tylko zaznaczam. Chce panienka czegoś?
  - Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do pokoju Elsy?
  - Proszę za mną.
Poczułam się jak księżniczka - ogromny dom, wielki pokój i własny służący. Normalnie żyć, nie umierać!
Vincent prowadził mnie w górę [rezydencja ma parter i trzy piętra + poddasze!], aż przystanął przy ciasnych schodach na strych/poddasze. Lekko zdziwiona wspięłam się na górę. Zatrzymałam się zaraz po ostatnim stopniu.
Elsa siedziała na materacu pojedynczego łóżka, rozpakowując się. Ogólnie pokoiki na poddaszu zawsze mi się podobały, ale nie jej. Bardzo skromnie urządzony, miał tylko dwa okienka.
  - Jak zawsze, dla najlepszej wszystko, co najlepsze. - powiedziałam ze śmiechem.
---
AVE!
Można dodawać podpiski na koniec? Ciii, można XD
Przepraszam, że tak szybko, ale się powstrzymać nie mogłam :D
Nie będę się rozklejać, jak Evcia pasuje do mnie charakterem i...
Pozdrawiam i
Pa! 
†Infernal Queen†

Rozdział 1 ,, Przyjazd do Krainy Marzeń''

Elsa

     Witajcie. Mam na imię Elsa Astre. Mieszkam... no właśnie. Nigdzie nie mieszkam. Ja razem z moją siostrą przez pięć lat mieszkałyśmy u pani Karper* a potem siedem lata u pani Jeder*, resztę natomiast spędziłyśmy w sierocińcu ale o tym to kiedy indziej. Teraz jestem z moją siostrą bliźniaczką Evillą w pociągu, jedziemy do nowego domu. Mianowicie do Krainy Marzeń, fajna nazwa nieprawdaż?
     Siedziałam w tym samym przedziale co moja siostra. Evilla ma czarne włosy wysoko spięte, przez co wygląda to jakby miała koronę, pewnie dlatego nosi opaski (do włosów). Ma bladą karnację tak samo jak ja, również usta, oczy, nos i więcej takich szczegółów miałyśmy takie same. Jednak zachowanie bardzo nas rozróżnia. Ja jestem zazwyczaj nieśmiała, miła, delikatna a moja siostra jest arogancka, chamska, buntownicza i przede wszystkim odważna. Nie to co ja. Czasem chciałabym być inna, by ktoś mnie polubił. Zazwyczaj jest ubrana na czarno, granatowo czyli ciemne kolory. Jednak ja wolę ubrać delikatne niebieskie, zielone, czasem, ale rzadko różowe kolory.
    Siedziałyśmy w pociągu, ona słuchała muzyki a ja zatapiałam się w pierwszej części ,,Igrzysk Śmierci''. To bardzo ciekawa książka. Czytam ją już drugi raz a ona ciągle mnie wciąga! Będę musiała poprosić nowych rodzić, aby na święta lub urodziny kupili mi drugą część tej trylogii.
    Nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się natomiast wtedy kiedy moja siostra zaczęła mnie szturchać.
- Siostra, siostra! Jesteśmy na miejscu!-powiedziała swoim melodyjnym głosem który kocham,
Szybko wstałam i zabrałam swoją małą granatową walizkę a książkę schowałam do pierwszej przegródki zapinanej na zamek. Wyszłyśmy z pociągu i usiadłyśmy na pobliskiej ławce.
- Zaraz pan Agdarr powinien się pojawić-poinformowała mnie po czym znowu założyła swoje czarne słuchawki i zaczęła słuchać muzyki.
Ja natomiast zaczęłam się rozglądać z nadzieją wyszukiwać tego pana. Zauważyłam, że przy torach rosły piękne czerwone róże oraz duże bogate w ciemno zielone liście dęby, gdzie nie gdzie były niskie jasno zielone lipy. Rozejrzałam się ponownie aby obejrzeć stację kolejową. Siedziałam na ciemnobrązowej ławce z solidnego drewna, pewnie dębu. Na dodatek jest pomalowana farbą ochronną, duże prawdopodobieństwo, że Vidaronem. Spojrzałam na ścianę budynku. Była biała, tylko piękne obramowane okna dodawały uroku temu budynku, ponieważ czerwony dach nie za bardzo komponował się z otoczeniem.
     Usłyszałam jak jakiś powóz przyjechał. Jednak niczego nie ujrzałam. Po chwili na stację wszedł wysoki mężczyzna. Miał krótkie jasno kasztanowe włosy, można powiedzieć, że lekko rude i do tego małe wąsy. Zielone oczy pasowały do jego włosów, miał również wąskie usta. Spojrzał w naszą stronę i zdębiał, po czym spojrzał w stronę konduktora. Podszedł do niego i rozmawiali co chwilę patrząc w moją i Evilli stronę. Niedługo podszedł do nas.
- Witam.. czy wy panienki jesteście z sierocińca?-zapytał troszkę zdziwiony.
- Tak... Czy pan Agdarr? -powiedziała za mnie moja siostra.
- Tak zgadza się, czyli to po was przyjechałem - uśmiechnął się trochę nerwowo, jednak moja siostra tego nie zauważyła.- Dobrze dziewczyny... Chodźcie za mną, do powozu.
- Rozumiem, że to wieś, ale chociaż samochód moglibyście sobie kupić - westchnęła Evilla biorąc swoją czarną walizkę.
- Jest zakaz używania i kupowania samochodów i innych takich podobnych, ponieważ zanieczyszcza to środowisko. Myślisz, że moja żona jest zadowolona z tego powodu?  Dlatego każe kupować najdroższe bryczki i konie najlepszej rasy. Oczywiście do tego powozu.-poprawił się.
- N-nie jeździcie konno?-wtrąciłam nieśmiało.
- Niektóre dzieciaki, tak. -odpowiedział mi.
Nastała cisza dopóki nie weszliśmy do bryczki. Była to wielki czarny powóz (nie wiem jak to inaczej nazwać -dop. aut) z biało-niebieskimi ozdobami. Zauważyłam, że koło dwóch siwych rumaków stał chłopak z białymi jak śnieg włosami. Widziałam go z tyłu, więc nie widziałam jego twarzy, jednak był ubrany w granatową bluzę jaśniejszego waloru i blado niebieski spodnie ze sznurkami, które wiązały szczelnie nogawki do nogi. Kiedy usłyszał, że wchodzimy do powozu obrócił się w naszą stronę.
- Czyli widzę, że jednak adoptowaliście dwie dziewczyny....Nagła zmiana zdania?-zapytał z uśmiechem.
- T-tak. Tak.-chrząknął pan Agdarr.
Białowłosy chłopak usiadł z przodu bryczki na miejscu woźnicy. Zrobił to dość zwinnie. Po tej ,,akrobacji'' obrócił się w naszą stronę.
- Panienki gotowe na przejażdżkę krajoznawczą?-ukłonił się lekko i uśmiechnął.
- Oczywiście woźniaku! - krzyknęła Evilla.
- EJ! Nie ,,woźniaku'' tylko jak już to woźnico!-poprawił ją.
Zaśmiali się a ja nie wiem czemu, ale poczułam takie ukłucie w sercu... co to za uczucie? Nie wiem...
- Mam na imię Evilla, a ty dziadku?-zapytała.
- Jack, Jack Frost -odpowiedział.- a twoja siostra?
W końcu zwrócił na mnie uwagę. Spojrzałam w jego stronę a on w moją. Nasze spojrzenia złączyły się. Zarumieniłam się a on na to spojrzał krzywo. Znowu poczułam ukłucie w sercu, jednak związane z ośmieszeniem.
- Jestem... E-Elsa Astre -wydusiłam.
Jeśli mam być szczera, to bałam się jego reakcji.
- Wy serio jesteście rodzeństwem?-zapytał dziwiąc się.
- Tak, bliźniaczki-odpowiedziała czarnowłosa i spojrzała na niego uwodzącym wzrokiem no co on się uśmiechnął. Znowu to dziwne ukłucie w sercu.
- Współczuje ci - powiedział.- Ja bym nie dał rady mieszkać w jednym miejscu z kimś kto jest zupełnie inny ode mnie.
Poczułam ból i smutek. W moich oczach pojawiła się pojedyncza łza z powodu, że nie umiem opanować łez, wyciągnęłam szybko moją książkę i zaczęłam czytać. Oczywiście przesunęłam się bardziej do przodu
Jack obrócił się w stronę koni. Pan Agadrr dał mu znać a woźnica pognał do galopu rumaki. Niedługo potem zaczęłam płakać.
- Co jej jest?-zapytał bez krzty współczucia, lecz przeciwnie z obojętnością.
- Elsa pogrążasz się! Upokarzasz mnie!-krzyknęła na mnie siostra, po raz pierwszy poczułam od niej chłód.
- P-przepraszam... nie moja wina, że zawsze się wzruszam na śmierci Rue.. -odpowiedziałam cicho ocierając łzy.
Kłamałam ale poczęci a ja nienawidzę nawet troszkę kłamać. Akurat udało mi się znaleźć stronę o jej śmierci... a drugi powód płaczu było to, że znowu czułam się gorsza. Jestem potworem. Nic na to nie poradzę, ja tylko ranie ludzi albo ciągle płacze! Mam tego wszystkiego dość! Jak nie będzie mi się tu życie układało, to zniknę na zawsze! Wtedy będą... eee nie będą nic czuć. Nawet nie zauważą, że zniknęłam....
     Nie wiem jak długo jechaliśmy ale wiem, że jesteśmy w połowie drogi a ja jestem na sto dwudziestej stronie w igrzyskach (cofnęłam się do strony trzydziestej ponieważ na tej ogólenie skończyłam). Akurat Katniss czeka aby zaprezentować się przed nimi wszystkimi, czyli przed całymi mieszkańcami Panem.....Nie ważne, nie czytaliście, nie zrozumiecie.
    Przestałam czytać, spojrzałam na pana Agadrra. Był czymś zdenerwowany, bardzo. Ja natomiast spojrzałam na Jacka, był uśmiechnięty i co chwilę ukradkiem oka spoglądał na Evi, która nie zwracała na niego uwagi, tylko słuchała muzyki. Spojrzałam na krajobraz tego miejsca, rzeczywiście, jest tu jak w ,,Krainie Marzeń'' jest tak tak pięknie! Wszędzie rosną tu piękne, wysokie drzewa bogate w mnóstwo jasno zielonych liści, które pod wpływam ciepłych promyków letniego słońca błyszczą jak złoto! Trawa była tak głęboko zielona, nigdy nie widziałam takich cudnych kolorów! Na dodatek niebo było takie czyste, a chmury pierzaste! Różnorodne pola ładnie wyglądały, nawet jeśli kilka z nich były już zebrane z plonów.
- Tu jest tak pięknie...-westchnęłam z uśmiechem.
- Tak, masz rację, zawsze tutaj spędzam czas z Clowdem - odpowiedział mi Jack a ja poczułam ciepło w sercu.
- Clowdem? Kto to?-zapytałam.
Jack zaśmiał się.
- To jest najgorszy koń jakiego można spotkać! ON MI CHCIAŁ ZJEŚĆ MOJE PERFEKCYJNE WŁOSY!-odpowiedział i zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
Zaczęłam chichotać.
- Jack, uspokój się, spłoszysz konie a ja ci to potrącę z pensji -poinformował go stanowczo pan Agdarr.
- Tak jest...-burknął pod nosem.
     Zachód słońca się zbliżał a bryczka stanęła pod domem państwa Re. Mam nadzieję, że ta rodzina nas pokocha.


* Kinia mistrzem wymyślania nazwisk XD