Szłam po kamiennych schodkach aż do samej skałki za wodospadem. Kiedy tam dotarłam stanęłam jak słup soli.
Było tam wejście zasłonięte przeróżną roślinnością. Kiedy odsłoniłam zielono-brązowe liany zobaczyłam piękną polanę. Zdziwiło mnie, że tam jest jasno. Przecież tam nie ma nieba tylko są skały. To jest nie logiczne! Dobra nie ważne...
Zaczęłam iść powoli i spojrzałam w dół. Jest tu pełno głazów i skał pomiędzy którymi rósł mięciutki mech. Ostre i strome odłamki prowadziły ziemię. Zobaczyłam, że na jednej z szaro-brązowo-czarnej skale był piękny motyl. Miał brązowe skrzydła z nutką pomarańczy. U góry miał piękne czarne zdobienie z białymi plamkami. Na tułowiu miał odrobinkę niebiesko-zielonego koloru.
Kiedy zeszłam ze skał poczułam, że ta trwa jest inna. Nie mówię już o pięknej zielonej barwie ale o tym, jaka jest miękka. Widać, że żaden człowiek nie był w tym cudownym miejscu. Rozejrzałam się. Po prawej stronie rozciągał się pas drzew a po lewej stronie było małe oczko wodne, które ku mojego zdziwieniu buło krystalicznie czyste. Zauważyłam, że nad nim znajdowała się dziura w ''suficie'' (nie wiem jak to inaczej nazwać) dlatego jest tu światło. Przede mną natomiast były wysokie kamienie a po bokach znowu drzewa. Zaczęłam iść w stronę oczka wodnego. Kiedy doszłam tam, złożyłam swoje ręce w ,,miseczkę'' i napiłam się wody. Nagle usłyszałam jak szeleszczą pobliskie krzewy.
,,Pewnie wiatr ....''-pomyślałam i wzruszyłam ramionami.
Zaczęłam kierować się w stronę wysokich ,,szczytów''. Ciekawe określenie, nieprawdaż? Kiedy tam doszłam zobaczyłam ze z lasku wybiegają śnieżno białe rumaki. Stanęłam w szoku.
Konie? Co. Tu. Robią. Konie? To jest nie możliwe!
Nagle one zebrały się wokół mnie i zaczęły mnie okrążać. Na dodatek galopowały. Nie wiedziałam co się dzieje.
( mniej więcej tak, tylko, że jest ich kilka)
Niedługo potem podbiegł do mnie biały koń z czarną grzywą i czarnym ,,noskiem''.
Byłam naprawdę przerażona. Nie wiedziałam co zrobić. Niepodziewanie on (albo ona) stanął dęba. Krzyknęłam przerażona i cofnęłam się.
- Pomocy!-wydusiłam z siebie, chociaż strach ściskał mi gardło.
Agresywne zwierze chciało na mnie skoczyć ale nagle z kółka wyskoczył inny osobnik... i go zaatakował.
Nie wiedziałam co się dzieje. Z każdej strony otaczały mnie te piękne a zarazem niebezpieczne zwierzęta. Czułam dumę jak i strach. Widać było, że ten z czarną grzywą wygrywał, pewnie był wodzem tego stada dzikich wierzchowców. Ile ja bym dała aby teraz uciec...
Po jakiś dziesięciu minutach leżenia na ziemie w szoku wygrał napastnik. Zdziwiło mnie to, że reszta uciekła a ich ''król'', który poległ też uciekł. Chciałam wstać i uciec, ale koń który uratował mi życie zrobił coś, czego się nie spodziewałam. Ukłonił się.
Nie wiedziałam co zrobić. Po chwili jednak on (bądź ona) stanęła obok mnie a ja zauważyłam to, czego nigdy wcześniej nie widziałam u konia. Miała natomiast błękitne oczy! Naprawdę, nigdy nie widziałam siwego konia (bo tak się określa -dop. aut) z błękitnymi oczkami! Wyglądał ona albo ona pięknie! Jednak to nie jedyne, co zauważyłam. Miała na głowie czarną plamę w kształcie serduszka.
(taką jak tu, tylko, że czarną a koń jest biały)
Nie wiem co mnie skusiło ale podeszłam do niej i położyłam dłoń na jej znamieniu. Zauważyłam, że to jest klacz. Była ona naprawdę piękna! Nigdy wcześniej nie widziałam tak oryginalnej klaczy!
Nagle przypomniałam sobie, że w torbie mam jabłko. Od razu je wyciągnęłam i podałam klaczy, która już stała a nie klęczała. Ona od razu zjadła je w całości i zaczęła wesoło parskać i rżeć. Uśmiechnęłam się widząc szczęśliwe zwierze. Po chwili także i ja chciałam zjeść to jabłko ale.... on wytrąciła mi je z ręki.
- Hej! -zdenerwowałam się.- Jestem głodna! Pozbawiłaś mnie jedzenia.
Klacz tylko zaśmiała się po swojemu i zjadła z ziemi moje piękne jabłko.
Przejechałam dłonią po szyi i grzbiecie zwierzęcia.
- Mogę cię jakoś nazwać?-zapytałam a ona, ku mojego zdziwienia pokiwała głową na ,,tak''- Okej... może... Spera?
Kobyła (inne określenie dla klaczy XD ... chyba... dobra nie ważne.. nie mogę się ciągle powtarzać .__. -dop aut) oparła się o mój bark. Było to słodkie. Od razu pogłaskałam ją po główce.
- Ciekawi mnie dlaczego mnie uratowałaś....heh ale mi nie odpowiesz...-westchnęłam.- Wiesz... muszę wracać....
Chciałam już iść ale Spera mnie powstrzymała w taki sposób, że zębami trzymała mnie za bluzkę.
- Ale ja chce do doooooooomu!-westchnęłam.
W tym momencie ona położyła się (po końskiemu, wiecie jak -dop. aut) a ja położyłam się obok niej na brzuchu i zaczęłam głaskać jej policzku a klacz zajadała trawkę. Ona jest taka piękna.
Spędziłam z nią czas aż do zachodu słońca.
- Dobra, Spera ja muszę iść...-powiedziałam jej już setny raz.
Ona była uparta i nie pozwoliła mi wyjść.
- Dobra! Możesz iść ze mną!-krzyknęłam.
Klacz uradowana podbiegła do wyjścia.
- Hej! Nie tak szybko!-zaczęłam biec w jej stronę.
Klacz zatrzymała się i przykucła a ja dobiegłam do niej.
- Mam... dosiąść ciebie? Przecież ja nie umiem jeździć konno!- poinformowałam ją.
Ona nadal była w tej pozycji. Czyli jest uparta...a myślałam, że nie ma bardziej upartej osoby od Frosta.
Po kilku nie udanych próbach udało mi się! Byłam z siebie zadowolona a Spera zaczęła iść po stromej górce. Szybko chwyciłam jej grzywę bo prawie spadłam. Niedługo potem stałyśmy na skałce za wodospadem. Klacz zaczęła się rozglądać a po chwili zaczęła iść po kamiennych schodach. Kiedy dotarłyśmy na ziemię one zniknęły. Westchnęłam jednak po chwili klacz zaczęła galopować a ja prawie z niej zleciałam. Co chwilę mówiłam jej, że ma skręcić a ona mnie rozumiała, z tego się bardzo cieszyłam. Nie wiem kiedy ale dotarłyśmy pod dom Willow. Jakimś cudem zeszłam ze Spery ale spadłam na tyłek.
- Ał...-wstałam.- Poczekaj tu Spera.
Weszłam do domu czarnowłosej a tam, ku mojego zdziwienia był Jack...pijany Jack.
- Siemha Willof ... jakh tam u cjebie?-zapytał kompletnie piany.
- Facet! Daj. Mi spokój! Czemu jak jesteś pijany, to zawsze do mnie idziesz?-krzyknęła ''lekko'' zdenerwowana dziewczyna.
- Bjo tylko u cjebie mogem siem schować bo.. jakby pan Agarr sjem dowiedział tom miał bym psekichane i straciłby pracę...a jakh wies, chcem być blischo Evki - odpowiedział.
Zastanawiałam się, czy wyjść potajemnie czy go nagrać na telefon... Oczywiście, że go nagram! Już miałam wyciągnąć telefon kiedy on na mnie spojrzał. O nie...
- Ooo! Hejka Elsi! Jok tom u cjebie? Jak sje uciekło z domu tjo potem ma się pjenkne życję!-powiedział przybliżając się do mnie.
- Emm.... śmierdzisz -powiedziałam próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Oj tam snieżynko! Tjo jest nas najmniesy problem! -powiedział i zaczął całować mi szyję.
- FROST OGARNIJ SIĘ!-wrzasnęłam odsuwając się od niego.
- Njo pienkna! Nje odchodz!-zaczął za mną biec.
- Willow ratuj!-zacząłem biegać po całym domu.
Czarnowłosa zaczęła płakać ze śmiechu. Weź tu człowieku nie zwariuj!
Nagle Jack wszedł na krzesło i zaczął tańczyć makarenę. Ja chyba zwariuję! Niespodziewanie krzesło rozwaliło się a Jack spadł na mnie.
- No hej ślicznootko..-powiedział czarująco - Czy ten pan i pani są w sobie zakochani?...-zanucił.
On mnie przytulił a ja czułam się jak myszka otoczona przez węża Boe Dusiciela...Help. Me!
Moja kumpela w tym czasie ryczała ze śmiechu na podłodze. Ja nie wierzę w ludzkość.
Niespodziewanie, ku mojego zdziwieniu do domu Will weszła Evilla...o matko... mam przekichane....
***********************************************
TA DAM!!!!! Czekam na hejty XDDD No wiki, ciekawe czym nas zaskoczysz w next rozdziale XDDD HMM czekam na komentarze <3
Ps: pomysł z Jackiem na krześle (i jego tańcem) i spadnięcie na El to pomysł Wiki XD